Skąd wziął się pomysł na przewodnik?
Nasz pierwszy przewodnik po ferratach i skąd wziął się pomysł na przewodnik
Nigdy wcześniej nie pomyśleliśmy o tym, że moglibyśmy napisać przewodnik. Przewodniki po prostu są.
Są w sklepie, w księgarni, publikują je wielkie wydawnictwa zatrudniające sztab ludzi a dystrybucja książek to zamknięty krąg skupiony w rękach kilku rekinów w branży.
A może zwyczajnie nie zastanawialiśmy się nad tym bo nie było takiej potrzeby.
Aż zdarzyła się pewna historia i zakiełkował pomysł… a już kilka lat później ukazał się nasz pierwszy przewodnik po ferratach 🙂
Pionowa skała w samym środku miejscowości. Trzysta metrów wspaniałej ściany, a pod nogami wioska. Jest tam nawet stolik z ławeczkami przytwierdzony pod koniec trasy ferraty do pionowej ściany – można usiąść i zjeść śniadanie. Siadając przy nim, mając dwieście metrów pustki pod nogami i kościół z cmentarzem tuż obok, jakoś nigdy nie czułem się jednak komfortowo, choć miejsce i widoki dokoła są obłędne.
Byliśmy tam wiele razy. Trasa jest ciekawa, pięknie wykorzystuje rzeźbę terenu, same naturalne chwyty, mówią o niej „sportowa”, cokolwiek może to znaczyć, ale faktycznie nie ma tam drabin, jest tylko kilka haków w miejscach absolutnie niezbędnych i ciekawa, bardzo eksponowana wspinaczka. Kilka lat temu bolała mnie noga, a może wieczorem było za dużo wina z lokalnymi znajomymi, w każdym razie nie miałem ochoty się wspinać, zupełnie inaczej niż moja małżonka. Wybór był więc tylko jeden – Sand in Taufers (wł. Campo Tures) – mała miejscowość na północ od Brunico. Dziesięć minut podejścia za sklepem meblowym i zaczyna się ferrata. Całą trasę przejścia widać jak na dłoni z parkingu i głównej drogi. Trochę się niepokoiłem, w końcu Kasia pierwszy i jedyny raz wspinała się zupełnie sama, i to na dosyć wymagającej trasie. Chodziłem więc elegancko ubrany w ciuchy do wspinaczki wzdłuż drogi, co chwila zerkając w górę i robiąc zdjęcia na maksymalnym przybliżeniu.
Po chwili podeszła do mnie para ubrana podobnie do mnie z pytaniem, czy nie wiem, gdzie zaczyna się ferrata. Doskonale ich rozumiem, najlepsza ścieżka podejścia oznaczona jest znakiem zakazu ruchu dla pieszych, prawdopodobnie postawił ją tam właściciel sklepu, aby nie zostawiano mu pod sklepem samochodów. Pokazałem im właściwy kierunek i wróciłem do obserwacji poczynań Kasi w ścianie. Nie minęła chwila, a dwóch sporo młodszych chłopaków zwróciło się do mnie z podobnym problem jak para wcześniej. Wskazałem drogę i zobaczyłem kolejnego gościa ubranego jak do wspinania idącego w moim kierunku. Bez pytania wskazałem kierunek i podpowiedziałem, jak znaleźć początek ferraty.
Takie sytuacje zdarzały nam się w górach wielokrotnie. Czasem pomagaliśmy znaleźć początek ferraty, a czasem mówiliśmy, jak z niej wrócić. Oznaczenia nie wszędzie są widoczne lub zwyczajnie ich nie ma. Sami też mieliśmy z nimi problem. Najlepszy przewodnik opisujący ferraty w Dolomitach, który pokazał nam gospodarz naszego ulubionego hoteliku, napisany jest w języku niemieckim, a ja, choć wychowany na przygodach Kapitana Klossa, do tego gdańszczanin, nie posługuję się jednak biegle tym językiem. Nie znalazłem ciekawego przewodnika angielskiego, wszystkie są OK, ale czegoś mi brakowało, a z kolei zrozumienie gramatyki włoskiej przekracza moją chęć uczenia się tego języka. Zostawiam to bardziej ode mnie ambitnej Kasi. Naszych rodzimych przewodników też jest nie za wiele. Są oczywiście kultowe Dolomity Dariusza Tkaczyka, w 1994 roku Jan Kiełkowski napisał Żelazne percie Dolomitów, a w 2004 roku ciekawe tłumaczenie z francuskiego wydało wydawnictwo Galaktyka, ale nam we wszystkich tych pozycjach brakowało precyzji i dokładności informacyjnej niemieckiego przewodnika. Już sam jego tytuł oddaje wszystko: Klettersteigführer.
I tak nieśmiało zrodziła się myśl… „A może napiszemy nasz własny przewodnik?”. To był świetny pomysł – mogliśmy połączyć przyjemność z pożytecznym, zrobić dodatkowo coś ekstra, coś wyjątkowego również dla nas samych. Ja zawsze lubiłem pisać, zawsze chciałem napisać książkę. Tylko o czym? Kasia z kolei pasjonowała się fotografią. Połączenie było więc idealne. I tak oto mogliśmy po kilka miesięcy w roku spędzać w Dolomitach, wspinając się – przecież piszemy nasz pierwszy przewodnik po ferratach Już wtedy założylismy, że będzie ich kilka. Początkowo miało być krótko i treściwie, żadnej beletrystyki, bez opisów przejść; dojazd, dojście, trasa, powrót, schemat drogi z trudnościami. Później ambicje rosły. Ja czytałem coraz więcej i więcej, i chciałem podzielić się choć częścią ciekawostek które napotykałem w przedziwnych źródłach, Kasia z kolei przygotowywała coraz więcej rewelacyjnych zdjęć, które tak trudno było odrzucić. W końcu przyjęliśmy formę, początek jak wszędzie, to, co musi być… Może trochę poniosło nas przy historii ferrat, ale schemat każdej trasy staraliśmy się zachować taki sam – wszystkie niezbędne informacje plus dużo zdjęć z trasy i maksymalnie jedna krótka informacja czy historyjka dotycząca ferraty. Musimy się wam przyznać, wspólne wspinanie się po ferratach, przygotowywanie materiału do naszego przewodnika, wreszcie pisanie go i przygotowanie do druku to kilka lat superzabawy 🙂
Zapraszamy zatem do wspólnego odkrywania ferrat w Dolomitach 🙂
A nasz pierwszy przewodnik po ferratach w Dolomitach już jest w sprzedaży! Zrealizowaliśmy nasz pomysł!
Komentarze (2)
Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Super pomysł 🙂
Dziękujemy 🙂