Seceda – inne oblicze gór

Seceda - PUEZ-ODLE - DOLOMITY NA FERRATACH - PRZEWODNIK

Seceda. To naprawdę niesamowite, że można przegapić tak spektakularny widok.

Dziś zastanawiamy się jak to możliwe, że byliśmy tam wcześniej tyle razy i nie zauważyliśmy. To naprawdę niesamowite, że można przegapić tak spektakularny widok jak Seceda i jej grań. Za pierwszym razem możemy się usprawiedliwiać tym, że byliśmy na nartach z małymi dziećmi, że bardziej ich pilnowaliśmy niż rozglądaliśmy się po okolicy. Jednak być tam przez tydzień, co najmniej dwa razy dziennie stawać tuż obok szczytu Seceda i nic nie zobaczyć? Chyba zwyczajnie zapinaliśmy narty, najpierw córeczkom, a potem sobie, i jechaliśmy z nimi uważnie w dół. Pewnie było wystarczająco pięknie i za bardzo rodzinnie żeby rozglądać się po okolicy. Ale być kilka razy latem w grupie Odle i nie wejść na Secedę, to już zgroza! No cóż, właśnie w taki sposób komfort wygrywa z romantyzmem. Po każdym wejściu na Sas Rigais kolacja i wygodne łóżko w hotelu (bo trudno ten przybytek nazwać schroniskiem) wygrały z pięknem i urokiem gór. Pełny brzuch i wyborne wino ograniczyły wieczorną wycieczkę do barierek tarasu. Widać to piękne magiczne miejsce musiało poczekać, a może to my musieliśmy dorosnąć do jego majestatu. Dużo, dużo później, przeszukując Internet przy pisaniu pierwszej części przewodnika natknęliśmy się najpierw na świetny film pokazujący grań Secedy i widok na pobliskie Odle, a chwilę później na zdjęcia Mikołaja Gospodarka z jej szczytu, a widok jest z Secedy wyjątkowy. Wydaje się jak z bajki, z Tolkiena, rysunków fantasy, wydaje się zupełnie nierzeczywisty. Te piękne, pochylone zielone łąki nagle urywają się kilkusetmetrową pionową ścianą. Dalej, w tle zupełnie nierealnie majaczy Fermeda, za nią Sas Rigais i w końcu Furchetta. Niesamowite, wystarczyłoby wtedy zimą tylko trochę podnieść głowę. Szybko sprawdziliśmy zdjęcia z tamtego wyjazdu i nic. Nie ma Secedy, nie ma Odli, jest dużo radości z rodzinnego wyjazdu, ale nie ma tego niesamowitego widoku.

No ale, co się odwlecze, to nie uciecze, to i tak się musi stać, i w końcu pojechaliśmy tam specjalnie tylko po to, aby zrobić to jedno magiczne zdjęcie. Ale zrobić dobre zdjęcie nie jest łatwo, no cóż, nie jest to ot tak, pojadę i sukces. Trzeba czasu, czasem szczęścia, bo na piękną pogodę, zachodzące wśród chmurek słońce, czy poranne mgiełki nie zawsze można liczyć, nie da się jeszcze zaprogramować.
Dzień wcześniej mieliśmy takie szczęście, pojechaliśmy zrobić zdjęcie grani Grupy Catinaccio (niem. Rosengartengruppe, lad. Ciadenac lub Vaiolon) w zachodzącym słońcu. Było późno, złote godzinny były tuż, tuż, a my działając ad hoc pod wpływem radosnego impulsu nie mogliśmy znaleźć odpowiedniego miejsca do zdjęć. Ostatecznie zaparkowaliśmy obok Lago di Carezza, jednak zamiast iść w górę, zeszliśmy nad jego taflę. I to była ta chwila, ten właściwy szczęśliwy moment, efektem którego było zdjęcie poniżej przedstawione. Miejsce urzekło nas nie tylko swoim pięknem ale i ciszą, i spokojem. Normalny w tym miejscu tłum zginął gdzieś w oddali, a my mieliśmy je całkowicie dla siebie.

Lago di Carezza w purpurze zachodzącego słońca:

Lago di Carezza - Latemar - DOLOMITY NA FERRATACH - PRZEWODNIK

Następny dzień był równie malowniczy, choć może nie aż tak spektakularny. W końcu ruszyliśmy w kierunku Secedy. Po południu wjechaliśmy znanym nam dobrze wyciągiem Col Raiser, a dalej piechotą podeszliśmy do prawie zupełnie pustego schroniska Fermeda. Rozlokowaliśmy się wygodnie w pokoju i zeszliśmy na zalany słońcem taras. Po zamówieniu orzeźwiającego Hugo, spytaliśmy gospodarza, ile czasu zajmie nam podejście na szczyt Secedy? Ocenił nas na 50 minut. Sprawdziliśmy o której  zaczynają się złote godziny i po szybkim posiłku ruszyliśmy w górę. Pomimo tego, że szliśmy mocnym tempem ledwie zdążyliśmy. Mimo późnej pory, oprócz nas, było tam kilkunastu innych żądnych wrażeń i zdjęć amatorów fotografii. Wyglądali na bardziej ambitnych niż my. Większe obiektywy, większe aparaty i znacznie większy od naszego dron krążył od dłuższego czasu w powietrzu. Jednak widok wszyscy mieliśmy ten sam i takie same szanse na piękne ujęcie. Rzuciliśmy się do rozstawiania statywu, Kasia robiła zdjęcia, ja wziąłem się za rozkładanie drona, bardzo się spiesząc aby zdążyć, by nie stracić złota i czerwieni na grani Secedy i na nieodległych szczytach Odli.

Seceda była łaskawa tego wieczoru dla fotografów, nawet przystroiła się dla nas etolą chmur:

Seceda - PUEZ-ODLE - DOLOMITY NA FERRATACH - PRZEWODNIK

A gdy wszyscy fotografowali pusząca się dumą swojego piękna Secedę, okazało się, że wystarczy obrócić głowę by zauważyć, że jej sąsiad – Sassolungo chciałby również być gwiazdą wieczoru i próbuje ściągnąć obiektywy fotografów w swoim kierunku:

Sassolungo - DOLOMITY NA FERRATACH - PRZEWODNIK

My, zachwyceni chwilą, szczęśliwi, z kartami pełnymi zdjęć, pożegnawszy się z nowo poznanymi towarzyszami ruszyliśmy w dół do naszego schroniska. Droga ze szczytu wraz z wizytą w małej pobliskiej kapliczce trwała znacznie krócej niż w odwrotnym kierunku. Nasz gospodarz powitał nas uśmiechem i stwierdzeniem, że szybko nam poszło. Zaprosił nas na taras i rozpalił kominek. Nasz magiczny wieczór u stóp szczytu Seceda trwał w najlepsze jeszcze kilka godzin przy ogniu i lampce wina. Do późna wahaliśmy się, czy nie wstać o czwartej i jednak nie pójść ponownie na szczyt robić zdjęcia o poranku, ale butelka wina plus małe co nieco rozleniwiły nas zupełnie.

Rifugio Fermeda - PUEZ-ODLE - DOLOMITY NA FERRATACH - PRZEWODNIK

Rankiem tylko Kasi udało się odejść niedaleko od schroniska, a było warto. Widok na Sassolungo był równie urzekający:

Sassolungo - DOLOMITY NA FERRATACH - PRZEWODNIK

Jak będziecie w okolicy koniecznie wejdźcie na szczyt Seceda o wschodzie lub zachodzie, najlepiej z butelką dobrego wina, a kto wie, może magia zacznie działać.

Seceda (lad. Secëda) 2519 m. Piękny szczyt z imponującą granią w rejonie Val Gardena. Ikona, jedno z najpopularniejszych miejsc w Dolomitach. Widok ze szczytu Seceda na grań Odli jest jednym z najczęściej fotografowanych widoków regionu. U jego stóp leży miejscowość Ortisei, z której można wjechać na szczyt kolejką. Niezwykle popularne miejsce, zawsze pełne turystów, fotografów i marzycieli.

Grupa Catinaccio (niem Rosengartengruppe lub prościej Rosengarten, lad. Ciadenac lub Vaiolon) Grupa górska w Dolomitach, znajdująca się w Trentino-Alto Adige, pomiędzy prowincją Trento i  prowincją Bolzano w Parku Przyrody Sciliar. Jej dominująca na horyzoncie grań jest widoczna z położonego w odległości około dwudziestu kilometrów Bolzano. Charakterystyczny jest jej czerwony kolor, który przybiera o zachodzie słońca. Zjawisko to  nazywa się enrosadira. Pierwszego wejścia na najwyższy szczyt grupy Catinaccio d’Antermoia (niem. Kesselkogel) 3004 m dokonał Charlesa Comynsa Tuckera w towarzystwie TH Carsona i A. Bernarda, 31 sierpnia 1872 r.

Lago di Carezza (niem. Karersee) to przepiękne, wyglądające niemal jak z bajki, górskie jeziorko o szmaragdowozielonej toni, znajduje się w dolinie Val d’Ega, zaledwie 6 km od miejscowości Nova Levante. Właśnie ze względu na imponujące kolory, w języku ladyńskim nazywa się “Lec de Ergobando” (Tęczowe Jezioro). Według legend, kiedyś w jeziorze mieszkała piękna nimfa o cudownym głosie. Gdy nikogo nie było w pobliżu siadała nad brzegiem jeziora i przepięknie śpiewała. Usłyszawszy ją, bezgranicznie zakochał się w niej czarodziej Masaré, ale nie mógł jej ujrzeć, gdyż nimfa nikomu nie chciał pokazać swej urody. Jak ją uwieść, poradziła mu wiedźma Lanwerda, powiedziała, aby wywabić z głębin jeziora swą ukochaną musi przebrać się za handlarza drogocennymi kamieniami i wyczarować tęczę z Catinaccio po Latemar. Tak właśnie zrobił, ale rozgorączkowany miłością zapomniał się przebrać. Nimfa wykryła podstęp i na zawsze zniknęła w jeziorze Carezza. Zrozpaczony i zły na siebie czarodziej wrzucił do wody tęczę oraz klejnoty. Podobno to one do dziś świecą w jego wodach.

Do zobaczenia na szlaku

Udostępnij ten wpis

Nie ma komentarzy.

Dodaj komentarz

Rozpocznij druk i naciśnij przycisk Enter, aby wyszukać

Koszyk

Brak produktów w koszyku.